czwartek, 10 maja 2012

więcej wiedzy? jeszcze więcej?

Nie wierzę w to co piszę, ale weekend majowy mnie wykończył we wszystkich tego słowa możliwych aspektach i apeluję o tydzień odpoczynku po odpoczynku. Brzmi sensownie?


Pewnie nie, ale aktualnie leżę w łóżku bolącym gardłem, temperaturą oscylującą powyżej normy i gigantycznym katarem, więc w moim mniemaniu mam prawo pisać brednie. Ogromną satysfakcję powoduje już u mnie fakt, że w ogóle jestem w stanie myśleć (drogi czytelniku: z grzeczności nie zaprzeczaj, proszę!). A także to, że nie prowadzę videobloga, bo brzmię jak nastolatek przechodzący mutację. Tym samym nie będzie żywieniowego porno w dniu dzisiejszym- jedyne co pochłaniam to herbata z cytryną.


Ale do rzeczy! 


Nie wszystko co jadłam ostatnio było paleo, momentami większość nawet nie stała obok paleo-produktów, ale to nie zmienia faktu, że nadal edukuję się w tym zakresie. Znaczący wpływ na moją edukację ma też to, że zbliża się sesja i czytanie czegokolwiek co nie jest związane ze studiami ma +100 do atrakcyjności. A jeszcze bardziej znaczący wpływ na stan mojej paleo-wiedzy miało poznanie pewnej osoby (paleo-osoby, jeśli już tak szafujemy paleo-neologizmami), która udzieliła mi ogromnej ilości informacji, przekazała mnóstwo źródeł skąd mogę czerpać wiedzę, poświęciła swój czas i uwagę, nawet nie jestem w stanie wyrazić tego, jak bardzo jestem jej wdzięczna. Dostałam tydzień na przeczytanie wszystkiego, ale już widzę, że zajmie to o wiele więcej czasu, bo w każdej książce jest mnóstwo informacji i nie chcę niczego przeoczyć.


Od niej właśnie po raz pierwszy usłyszałam o wielu tytułach, które w najróżniejszy sposób podchodzą do zagadnień odżywiania, a każdy z nich ostatecznie przedstawia te same konkluzje: paleo jest sensowne. Wiecie, w Polsce ta dieta faktycznie może wydawać się czymś dziwacznym, niezrozumiałym. Ale im więcej książek czytam, im więcej źródeł odwiedzam, tym bardziej oczywiste i naturalne jest stosowanie tej diety. 


Jak powtarzam do znudzenia, mogę pisać tylko o efektach u siebie, nie o faktach, bo od tego są naukowe publikacje. Wiecie dlaczego uwielbiam amerykańskie/brytyjskie książki przedstawiające jakąkolwiek naukową wiedzę? Bo jest ona tam pokazana w sposób wyjątkowo naturalny, opierając się na analogiach, które każdy może zrozumieć, napisane językiem który nie przypomina naukowego bełkotu. Spotkałam się z tym po raz pierwszy kilka lat temu- polskie książki dotyczące zagadnień ekonomicznych były o wiele trudniejsze do przyswojenia, niż brytyjskie/amerykańskie (nie miałam styczności z wydawnictwami z innych krajów), które traktowały o dokładnie tym samym temacie. Nie mam pojęcia dlaczego.


Pisze o tym dlatego, że to nie są książki przetłumaczone na język polski, dostępne (na razie!) jedynie w wersji anglojęzycznej. Ale nie jest to słownictwo trudne do przyswojenia, po wrzuceniu kilku słów do słownika spokojnie możemy kontynuować czytanie. Co więcej, osobiście mam satysfakcję, bo uczę się nowego słownictwa. Nie wiem co prawda na co mi nomenklatura z zakresu nauk biologicznych, jeśli z założenia mam być prawnikiem, ale kto wie?


Zacznijmy od czegoś prostego w odbiorze, czyli filmu (Istnieje nawet wersja z polskim dubbingiem!)


Fat Head



Widzicie polski tytuł tego filmu? Po prostu leżę i kwiczę, w obliczu tego przetłumaczenie Dirty Dancing na Wirujący Seks czy Die Hard na Szklaną Pułapkę wymięka. Fejspalm, klasyczny.


Film możemy podzielić na dwie części. Pierwsza część niespecjalnie mi odpowiadała- proste sprzeczanie się z argumentami zawartymi w filmie Super Size Me, momentami nieco sztampowo, mogę nawet zrozumieć obawy niektórych zatroskanych widzów, że autor jest na usługach fast foodów. Ale w dalszej części robi się (z mojego punktu widzenia) o wiele ciekawiej, świetnie są tłumaczone zależności pomiędzy polityką a żywieniem, wytykane są najprostsze błędy. Pokazanie tego, że kaloria kalorii nierówna w prosty sposób- moim zdaniem rewelacja. Naprawdę zachęcam do obejrzenia, film jest lekki, ale jednocześnie naprawdę potrafi zmienić sposób myślenia o tym co jemy.


Wheat Belly- Wiliam Davis


Książka o tym co jemy myśląc, że spożywamy pyszną zdrową, pełnoziarnistą bułkę. O tym że gdyby każde otłuszczenie w okolicach pępka tłumaczyć brzuszkiem piwnym, to spora ilość z nas miałaby problem z alkoholem. O tym że pieczywo kilka dekad temu i pieczywo dzisiejsze to dwa kompletnie inne tematy. No i ostatecznie- o tym, że wciskanie nam "pełnego ziarna" jest korzystne, ale na pewno nie dla naszego organizmu. Bardzo fajnie przedstawiony wpływ ziaren na indeks glikemiczny (nadal jeszcze pytamy, dlaczego jest coraz więcej cukrzyków?) Polecam, zwłaszcza tym uzależnionym od pieczywa, których reakcją na moją dietę jest "ooo nie, to nie dla mnie, ja muszę zjeść jakieś pieczywo w ciągu dnia".


Została mi polecona do przeczytania jako pierwsza i to był zdecydowanie dobry wybór, bo pieczywo jako pierwsze należy odrzucić.


Good calories, bad calories- Gary Taubes


Ogromnie rozbudowana część historyczna potwierdza właściwie to, co powtarzają inne książki- jesteśmy wprowadzani w błąd. Dobra, ja wiem że to brzmi mniej więcej jak nagłówek Zeitgeista, albo wstęp do jednej z książek Dänikena, ale to jest po prostu fakt: dokonano kilku pomyłek w badaniach. No tak się zdarza. Przytyłeś? Yyyy... pozwij McDonald's?


Właściwie wszystkie czytane przeze mnie pozycje mówią o tym samym, ale każda skupia się na innym aspekcie odżywiania pozbawionego zboża i jemu podobnych. Oznacza to, że z wielu punktów widzenia jest to odżywianie prawidłowe i potwierdzone przez wielu lekarzy. W good calories, bad calories autor skupia się na indeksie glikemicznym i tym, że wpływ kalorii pochodzących z różnych źródeł powoduje różne jego reakcje, a co za tym idzie: uczucie głodu albo sytości. I kolejny raz udowadnia, że tłuszcze są naszymi sprzymierzeńcami. Bardzo ciekawa książka, poparta masą badań i dłuuugą bibliografią.

The 4 hour body- Tim Ferriss


książka o cudownym podtytule!

an uncommon guide to rapid fat-loss, incredible sex, and becoming superhuman 


Książka, której nie przeczytałam w całości, bo sam autor tego nie poleca- zależnie od potrzeb ma być traktowana jako poradnik do osiągnięcia poszczególnych celów. 


5 głównych zasad:


1. nie czytaj od początku do końca- jak wyżej :)
2. nie musisz być naukowcem. Zdecydowanie, nie muszę wiedzieć wszystkiego, by coś stosować!
3. nie zakładaj, że coś jest prawdą. Po prostu przetestuj to na własnej skórze. Tłuszczu, w tym przypadku.
4. sceptycyzm nie może być wymówką. Znacie typ ludzi "nie, bo nie?" Ja też ich nie lubię.
5. ciesz się. Miło, że ktoś to zauważa- optymistyczne podejście do diety daje ogromnie dużo!



Abstrahując od książki- wiecie dlaczego uwielbiam programy Nigelli Lawson? Nie dlatego że jedzenie które przygotowuje wygląda pysznie, bo oglądanie programów kulinarnych to dla mnie czysty masochizm. Ale dlatego, że stara się ona dzięki minimalnej ilości wysiłku uzyskać maksymalny efekt. Wiecie, cięcie szczypiorku nożyczkami i podawanie dań na patelni zamiast w półmisku. Uwielbiam te jej drobne patenty.



Tak sami jest z tą książką- pokazuje że minimalny, ale właściwy wysiłek da więcej niż wielogodzinne wyciskanie potu w siłowni. Dużo praktycznych porad, zależnych od tego czego potrzebujemy. Plus- autor, który wydaje się być świrem w bardzo pozytywnym tego słowa znaczeniu. Lubię to!


Na razie to tyle, mam nadzieję, w następnym poście kolejne recenzje i moje wrażenia po miesiącu paleo.
Buziaki!

1 komentarz:

  1. jejku,jak sie ciesze,ze znalazlam Twojego bloga :) Od kilku tygodni wprowadzam radykalne zmiany w zyciu-przez lata walczylam o utrzymanie wagi po schudnieciu liczac kazda kalorie,apychajac sie bulkami z serkiem light i odmawiajac sobie tylu pysznosci...zmeczylam sie,stwierdzilam,ze MUSI byc inna droga.i znalazlam-paleo :) Nie chce nazywac tego dietą,bo samo to slowo budzi we mnie niechec ale daze do odzywiania dokladnie takiego jak zasady paleo:) Poki co stosuje sie do wszystkich zasad i juz czuje sie o niebo lepiej, jedynym problemem jest odstawienie nabialu(ktory i tak ograniczylam),ale malymi kroczzkami,w ciagu kilku miesiecy zamierzam sie odzwyczaic:) Chcialam zapytac,czy znasz moze jeszcze jakies inne blogi nt paleo(oprocz tlustegozycia)? pozdrawiam,bede odwiedzac regularnie:)

    OdpowiedzUsuń